Żyli sobie kiedyś Furminka i Furfinek.
Furminka wyglądała tak:
Domek Furminki wyglądał tak:
a domek Furfinka wyglądał tak:
Można powiedzieć, że różnili się między sobą wszystkim. A jednak lubili się bardzo i żyć bez siebie nie mogli.
W wigilię Bożego Narodzenia, gdy Furminka gotowała wigilijny barszczyk, przyszedł do niej Furfinek. Miał smutną minę.
— Święta Bożego Narodzenia nie przyjdą do mnie w tym roku – powiedział.
— Dlaczego tak myślisz? – zdziwiła się Furminka.
— Bo do nikogo nie wysłałem świątecznych kartek, nie sprzątnąłem domku i zapomniałem o liście do Mikołaja. Na pewno nie dostanę od niego żadnego prezentu.
Furminka uśmiechnęła się tajemniczo.
— To się jeszcze okaże.
Przyniosła z kuchni barszczyk i zaprosiła Furfinka do stołu.
Po kolacji śpiewali razem kolędy, czytali bajki przy kominku i grali w czarnego Forfusia. Spędzili razem
bardzo przyjemny wieczór.
Następnego ranka Furminka poszła odwiedzić Furfinka.
Siedział koło choinki i bawił się wspaniałą, drewnianą kolejką.
— Widzę, że był u ciebie Mikołaj – powiedziała.
— Był! Miałaś rację! – Policzki Furfinka aż były różowe z radości. – Lecz skąd wiedziałaś, że święta przychodzą nawet do tych, którzy nie wysłali ani jednej świątecznej kartki, nie sprzątnęli domku i zapomnieli o liście do Mikołaja?
— Bo święta, Furfinku – odpowiedziała Furminka – są w nas. Jeżeli ich pragniemy, zawsze do nas przyjdą.
Furfinek zaparzył gorącej herbatki z wanilią i usiedli razem przy oknie. Liczyli ile gwiazdek wymalował przez noc na szybach mróz, a potem założyli ciepłe kurtki i szaliki, i pobiegli do ogródka ulepić największego bałwanka na świecie.
To były wyjątkowo udane święta.